Wczoraj dotarł do mnie wreszcie długo wyczekiwany (od listopada) prezent - wymarzona bindownica. Trochę to trwało, bo leciała do mnie ze Stanów, zakupiona w Hopmarcie, zagubiona na prawie miesiąc (!) przez firmę kurierską, ale nareszcie po ponad 2 miesiącach jest w moich rączkach i bardzo mnie cieszy.
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym jej nie wypróbowała i dzisiaj zbindowany został mój Art Journal z postanowieniami. Aż mnie ręka swędzi żeby jeszcze pobindować ;)
Sprężynka z bliska:
A to dziwne, do mnie Zutterek ze Stanów szedł mniej niż dwa tygodnie:/
OdpowiedzUsuńW każdym razie Journal boski =)